Gościem środy klubowej w dniu 11 lutego 2004 roku był Wacław Przybylski - członek Naczelnej Rady Łowieckiej, przewodniczący okręgowej Komisji Etyki, Tradycji i Zwyczajów, lektorem ekspertem, Członkiem Honorowym Polskiego Związku Łowieckiego.
Zagrały trąbki myśliwskie oznajmiając rozpoczęcie spotkania z Wacławem Przybylskim. Wcześniej jednak, zabrał głos prezes Klubu, Julian Kędzierski, który przywitał naszego zacnego Gościa i przekazał kilka spraw organizacyjnych.
Wacław Przybylski rozpoczął swoją opowieść. Ma to szczęście, że pochodzi z rodziny od 5 pokoleń związanej z łowiectwem. Polował między innymi pradziadek Jego matki - Franciszek Kostrzewski, znakomity karykaturzysta i malarz oraz dziadek - Alfred Hantke. Pana Wacława uczyła łowiectwa matka Janina, która była malarką. Pod jej okiem już mając 13 lat uczył się podstaw łowiectwa, zdobywał niezbędną wiedzę, poznawał literaturę, uczył się bezpiecznie posługiwać bronią. Atmosfera rodzinnego domu sprzyjała zamiłowaniu do łowiectwa.
Na polowaniach w rodzinnych majątkach rozkłady wynosiły po 900 sztuk drobnej zwierzyny. Teraz kiedy o tym mówi na kursach dla nowo wstępujących do PZŁ, niektórzy uznają Go za blagiera. Nie mogą uwierzyć, że to możliwe!
Oprócz wiedzy matka przekazywała młodemu chłopcu zasady etycznego postępowania. Kiedy strzelał do grzywacza i spadły trzy ptaki - wspomina Pan Wacław - został surowo ukarany za to, że nie strzelał do nich w locie. Zapamiętał to na całe życie, bo przez tydzień nie mógł uczestniczyć w polowaniach. Pierwsze pozwolenie na broń otrzymał w wieku 16 lat i od 1938 r. polował legalnie.
Z okupacją związane są niemiłe przeżycia. 2 września 1939 r. broń oddał władzom polskim. Jako obelgę traktuje to, że w książce "Zasłużeni dla łowiectwa" wydanej w 2003 r. napisano, że broń oddał dobrowolnie władzom niemieckim. Jest też oburzony, że w tej samej publikacji wśród osób odznaczonych "Złomem" wymieniony jest Hermann Goering, zbrodniarz wojenny, którego Międzynarodowy Trybunał Wojskowy w Norymberdze pozbawił wszelkich odznaczeń.